Za każdym razem, gdy wyruszysz na nowo, będziesz wracać do tego, co kochasz.
***
Zapach i przyjemne ciepło bijące od ogniska, rozniecały w niej obietnicę, że tego lata będzie dobrze się bawić. W oddali pasące się konie ozdabiały błogi bezczas, którego nie mogła się doczekać, odliczając ostatnie godziny przed wyjazdem. Było prawie idealnie. Zmierzch dopiero się zaczynał, intensywnie dając o sobie znać delikatnie przenikającym chłodem, zapachem igliwia i aurą czerwonego wina. Drobne iskry z trzaskiem wystrzeliwały światło spod rozżarzonych gałęzi i wesoło tańczyły pomiędzy wariackimi dowcipami przyjaciół. Cisza wypełniała serce Izabeli. W swoim zamyśleniu przewijała obrazy z przedszkola, jak w zwolnionym tempie analizowała miniony rok. Lekko uśmiechała się do swoich znajomych i do Piotra, który nie odrywał od niej wzroku. Jednak ten uśmiech mieszał się z obojętnością. Patrzyła na nich, lecz jej spojrzenie ginęło w nieodpartej zapowiedzi wieczoru. Nie potrafiła dostrzec Piotra, a może jeszcze o nim wtedy nie myślała. A przecież on tam był, bo była tam ona. Od siebie dzieliło ich zaledwie pięć kroków. On dodawał do ogniska swoje uczucia i plany na ich wspólną przyszłość, a ona głębokie zadumanie. O czym myślała Iza tamtego wieczoru, kiedy gwiazdy spadały nieprawdopodobnie szybko? Czy zdołały spełnić wszystkie życzenia tych dwojga, albo złapać chociaż jedno, podobne do miłości, której jeszcze wtedy Iza nie pragnęła równie mocno jak Piotr? Była szczęśliwa. Tak, Iza była szczęśliwa, bo zadarte nosy gór tak czupurnie zwracały na siebie uwagę. Mimo to, nie umiała nie pamiętać.
Jej wrażliwa dusza nie była gotowa na tak długie rozstanie z przedszkolakami. Dwa miesiące to jak rejs po szerokim oceanie, w którym toną małe i duże radości. Przez dziesięć miesięcy była ukochaną nauczycielką dla dzieciaków w przedszkolu. Była przyjaciółką swoich podopiecznych. A rozstania z przyjaciółmi podobno potrafią doskwierać bardzo długo. I dzisiaj miałaby o tej przyjaźni zapomnieć? Miałaby oddać tę silną więź tkaną z trudem w pierwszych tygodniach września, aby potem razem z wiosną wpaść w nią z otwartymi ramionami niczym w pajęczą sieć miłości? Nie wszyscy jej podopieczni wyjadą na te wakacje. Pójdą do innych przedszkoli. Zostaną odebrani o 17. I nic w ich rzeczywistości się nie zmieni. Gdy byli razem, to ona zmieniała bieg ich wydarzeń, stemplowała każdy poranek uśmiechem, swoją obecnością i porządkiem rzeczy, który dawał poczucie ogromnego bezpieczeństwa. Zostawiła ich. Jutro obudzą się i wpadną w czyjeś ramiona, inne dorosłe oczy będą witać ich zmęczone buzie. Nie umiała wytłumaczyć dzieciom, jak bardzo potrzebne są jej te wakacje. Uznała, że lepiej będzie jak zostawi z tym pojęciem swoich podopiecznych. Nie ogarniali go, dla wielu z nich pozostawał abstrakcją, jednym z tematów tygodnia, który ściskał Izę za serce, gdy patrzyła na małe twarze pewne i pełne nadziei, że wszystkich czekają wakacje.
Ognisko dodawało uroku pejzażowi gór, jakie otaczały ich niewielki domek otoczony gęstym lasem. Płomienie oświetlały część nagich grzbietów, niezalesionych, odartych z wszelkiej tajemnicy, zawstydzonych i tylko pod osłoną nocy tak dumnie prezentujących swoje piękno. Jak migawki świetnego filmu przez moment góry odsłoniły swoje szczyty, zapraszając i kusząc zapaleńców, którzy marzeniami byli już na szlakach, nie mogąc doczekać się brzasku dnia. Iza wypiła łyk półsłodkiego wina, które przywiózł Piotr z podróży po dzikiej Prowansji. Przysiadł się koło Izabeli, cały wieczór szukając pretekstu, aby przerwać tę drażniącą go ciszę, w której Iza zamknęła się od dobrej godziny.
– Nieprzesłodzone, lekko gorzkawe, za to bardzo intensywne i najlepsze dopiero na samym końcu. – Piotr rekomendował swoje najnowsze winne odkrycie. Był koneserem win, z każdej wyprawy przywoził butelkę, próbując dowiedzieć się o niej jak najwięcej. W ten sposób zawierał nowe znajomości i doświadczał natury mieszkańców tych wszystkich miejsc, o których pragnął opowiedzieć Izie i kiedyś jeszcze raz do nich wrócić, ale z nią.
– Mówisz dokładnie o tym, co dzieje się we mnie. Mętlik nastrojów. Jeśli nie chcesz zepsuć sobie humoru, lepiej nie zaczynaj ze mną rozmawiać. Dopiero jak jutro porządnie się zmęczę, to może puści. Albo jak będziemy wyjeżdżać, zorientuję się, że coś straciłam. – Iza nie spojrzała na Piotra ani razu, odkąd zaczął z nią rozmawiać. Była gdzieś indziej, może już na szlaku, a może rozgrzeszała swoje serce z powodzi argumentów, przez które nie potrafiła cieszyć się tym wieczorem tak jak sobie obiecała. I to jej serce, które nie biło dla Piotra jeszcze na tyle mocno, aby oderwać się od tęsknot piętrzących się w nieposłusznym tempie. Nadzwyczaj ciepła noc nadeszła nagle, zakrywając sosnowe dachy ich domków granatowym płaszczem gwiazd. Wszystko tego wieczoru stanęło na głowie, na opak i działo się absolutnie nie w tej kolejności, co trzeba. I wtedy odezwał się Piotr, jakby w jego rękach leżało jej samopoczucie.
– Wina, które przywożę z różnych stron świata nabierają wartości dopiero po jakimś czasie. Więc może twoja filozofia ma sens. Z czasem wszystko nabiera smaku. Może wkrótce się do mnie przekonasz. Poczekam. Ale wierz mi, życie to nie wino. Nie radziłbym odkładać go na później. – Piotr, mówiąc te słowa, ułożył samotny kosmyk włosów za ucho Izy, dotykając przy tym jej policzka. Zrobił to niby przypadkiem. Zarumieniła się, ale nie wzięła tego uczucia za wyraz zawstydzenia. Ciepło, które wypełniło teraz jej duszę, pochodziło z całkiem innego źródła niż troska i ciepłe dłonie Piotra ułożone wygodnie na jej plecach. On ją sprowokował, naprawdę potrafił to zrobić. – Zmarzniesz.
– Dziękuję ci. Masz rację, nie warto odkładać ważnych spraw, szkoda na to czasu. – Iza zerwała się z miejsca, gubiąc po drodze szary polar Piotra okrywający jej zmarznięte plecy. Pobiegła do domku, a Piotrek siedział kompletnie zaskoczony jej nagłą ucieczką, a może jego zbytnią natarczywością. Chciał za nią pójść, biec, śledzić ją, chciał zrobić cokolwiek, aby tylko wróciła. Każda minuta, kiedy jej nie widział, dłużyła mu się niemożliwie. Wiedział, że jest nauczycielką przedszkola. Ale nie uważał, aby to miało jakiś związek z jej przygnębieniem, nostalgią czy milczeniem, z którym zaprzyjaźniła się niemal na cały wieczór. Pierwszego wieczoru nie wiedział jeszcze, że spora część jej serca nie opuściła jeszcze Krakowa na dobre. Podświadomie robił wszystko, aby opuściła to miasto jak najprędzej.
Poszedł za nią, gdy nie wracała przez kolejne 20 minut. Kwadrans akademicki minął. – Pomyślał i zdradził się, potykając o wielki konar, który Paweł akurat przyciągnął z lasu. Syknął tylko, ze złością spoglądając na sączącą się ranę. Iza wyjrzała przez okno i z dziecięcym rozgniewaniem w dużych przepełnionych współczuciem oczach, znalazła się tuż przy Piotrze:
– I po co za mną szedłeś? Masz nauczkę.
– Oby więcej takich…
– Połamanych nóg czy drzew?
– Jeśli dzięki nim przestaniesz przede mną uciekać, to życzyłbym sobie każdego dnia… – Piotrek dodaje, mrugając do Izy okiem i krzywiąc się z bólu: – Takich niespodzianek… – Iza popatrzyła na Piotrka i znowu pojawił się na jej policzku rumieniec, o wiele mocniejszy.
– Ładnie się uśmiechasz. – Powiedział to nadzwyczaj spokojnie, mimo że stała mu się taka draka, a nie wyszli nawet na pierwszy szlak.
– Ale mnie wcale nie jest do śmiechu. – Iza skrupulatnie wiązała bandaż na nodze Piotra, będąc nie mniej przestraszoną jak wyrwaną ze swoich myśli, z których nikomu nie odważyła się dotąd zwierzać.
– Otóż to i tu należy mi się wyjaśnienie. Nam wszystkim. Przyjechałaś tu, aby odpocząć od Krakowa, zresetować się, popstrykać fotki, pooddychać… Przecież to kochasz, góry to twój żywioł, Iza, co cię gryzie? Zostaw to wreszcie, odetnij się.
– Nie zrozumiesz, bo jesteś z innej planety niż ja.
– W takim razie opowiedz mi jak jest na twojej planecie. Chętnie się dowiem, posłucham. Może się przeprowadzę. – Piotr pozornie próbował zachęcić Izę do zwierzeń, choć wiedział doskonale, że łatwo mu nie pójdzie.
– Mówię o swojej pracy. Jestem nauczycielką. Wychodząc z przedszkola trzydziestego czerwca, zostawiłam tam cząstkę siebie. Przy swoich wychowankach. One nie wiedziały, że gdy mówiłam im do widzenia, to że znaczy to: do widzenia za dwa miesiące. Trudno o tym mówić, opisywać te uczucia jest jeszcze trudniej. To jakby więź, która nie zerwała się w ostatnim dniu czerwca, ale wciąż się umacnia, powiększa, zacieśnia przez kolejne tygodnie urlopu. Nie myśl, że zwariowałam i chciałabym pracować przez okrągły rok. Potrzebowałam urlopu, to nie podlega dyskusji. Marzyłam o tym wyjeździe i masz rację, kocham góry. Tę przestrzeń, wiatr i za to, że są takie nieprzewidywalne. Tylko brakuje mi tych dzieciaków. Przyzwyczaiłam się do nich, otaczał mnie ich śmiech, już po paru dniach podarowały mi zaufanie, na jakie pracuje się miesiącami. Trzymały mnie za słowo, że ich nie zostawię ani jutro, ani pojutrze…Teraz trudno mi okiełznać emocje, które zostały przy tych małych brzdącach. Bardzo lubię dzieci z mojej grupy, tworzymy zgrany zespół. Mogłabym opowiadać o nich bez końca, ale dla ciebie to przecież nudne. Pochodzimy z dwóch różnych zawodowych światów. Przepraszam cię, zapomniałam, że to całkiem nie twoja bajka. Wracaj lepiej do Pawła i reszty.
– Wcale mnie nie zanudzasz. Przeciwnie. Podobają mi się ludzie z pasją. A u ciebie jest to szczególnie fajne, bo angażujesz się dla kogoś. Niewielu ludzi dzisiaj tak potrafi. Większość patrzy na kasę i żeby jak najszybciej wyjść. Sam wiem jak to jest, mam pod sobą paru ludzi w branży, wykonują swoje obowiązki automatycznie, wychodzą punktualnie, głośno zatrzaskując za sobą drzwi. Wiesz, ile bym dał, aby moi ludzie tak lubili przychodzić do pracy? Może to zależy od charakteru, atmosfery… pewnie też. Rozumiem już, dlaczego tak dużo cię to kosztuje. To dzieciaki, też je lubię, bawią mnie i zaskakują. Sam w przyszłości chciałabym mieć syna, którego nauczyłbym tego, co ja potrafię i córkę, którą bym chronił. Nie znałem żadnej nauczycielki i to w dodatku, która uczyłaby przedszkolaków. Fantastyczna sprawa, móc wracać do kogoś, a nie tylko do pustego biurka. I jeszcze mieć pewność, że ktoś na ciebie tam czeka i nasłuchuje twojego głosu i każdego kroku. I tęskni z całych sił za tobą.
Iza nie miała pojęcia, że w Piotrze jest tyle miejsca na ojcowskie uczucia, bo innej nazwy nie znalazła dla jego wielkich i czułych słów. Wrócili do znajomych razem, trzymając się za ręce. Piotr ze starannie opatrzonym kolanem śpiewał do późnej nocy kawałki z najnowszej płyty Grzegorza Turnaua, zdzierając palce na strunach gitary. Iza czuła się swobodniej. Mogła zwierzyć się ze swoich uczuć komuś, dla kogo była ważna, a które były częścią niej. Nie mogła się ich pozbyć, odstawić na półkę czy zatrzasnąć w samochodzie.
Jeśli coś już w Tobie jest, nie wyrwiesz tego siłą, nie zdołasz zagłuszyć głośną zabawą, ulubioną piosenką czy spełnianiem najskrytszych marzeń. Jeśli zapomnisz – odnajdzie Cię. Jeśli schowasz gdzieś w zakamarku serca – będzie Cię uwierać. Jeśli zaangażowałaś w coś swoje wyjątkowe emocje – będziesz iść zawsze tam, gdzie poprowadzi cię Twoja pasja. I za każdym razem, gdy wyruszysz na nowo, będziesz wracać do tego, co kochasz. Pamiętaj, że celem Twojej zawodowej podróży jest dziecko i to do niego powinnaś dążyć, gdy znajdziesz się na szlakach zwanych nauczaniem. Miej je na uwadze, gdy na mapie rozważań będziesz wyznaczać sobie kolejne cele. W tym zawodzie trzeba podążać szlakiem miłości i nie oglądać się na innych. Wychodź w dobrym nastroju. Może się zdarzyć, że wybierając kręte ścieżki, spotkasz przedszkolaków. Nie zatrzymuj ich, ale pomóż im zwolnić, odetchnąć. Zaprzyjaźnij się z nimi. A gdy będziecie wracać, upewnij się, że nie przeszkadza Ci, że dziecko idzie obok Ciebie. Jego tęsknoty, nadzieje i marzenia będą obecne nawet w najpiękniejszych i najbardziej ekscytujących chwilach Twojego życia. Oswajaj się z tą myślą już teraz. Poznaj się z nowym rodzajem uczuć. Zrób dla nich w sobie miejsce. A gdy już uznasz dzieci za swych przyjaciół, zaprowadzą Cię dalej niż się tego spodziewasz. I gdzie nie dotarłabyś, idąc zupełnie sama. Nawet wówczas, gdy to wszystko będzie działo się tylko w twojej głowie.