…Niepewnie idziesz, pochylony
Jak nad przepaścią idziesz drogą.
Skupiony nad swym każdym ruchem,
ostrożnie, idziesz w dal…
Jak łatwo widzisz w życiu cel
Jak łatwo stwierdzasz jego brak.
„Linoskoczek”, Grzegorz Turnau
***
Cisza. Jest tak bardzo cicho. Ciszej…
***
Iza wyłączyła telewizor. Nie mogła dłużej patrzeć. Jej odkryte plecy okryła gęsia skórka. Trzęsła się i nieruchomiała zarazem. Poczuła mdłości. Była bez reszty poruszona tym, co wydarzyło się w mieście z jej snów, tak bardzo kochała Notre-Dame. W Paryżu Piotr pocałował ją po raz pierwszy, tam spędzali swoją pierwszą rocznicę ślubu… Ściskała mocno pilota. Ogromne napięcie, jakie ogarniało całą jej postać, rozchodziło się w błyskawicznym tempie od stóp po samo serce. I tu kłuło najmocniej. Poczuła, że ma wilgotne dłonie. Wystraszyła się, bo oprócz łez, było tam trochę krwi.
Pękły mi naczyńka w nosie – pomyślała i wstała po chusteczkę. Silne przeżycia powodowały ucisk w naczyniach, w żołądku, wszędzie… Pozwoliło jej to na ułamek sekundy przenieść swoje myśli na coś innego. Ale czy było coś innego, na czym mogłaby się oprzeć, zawiesić swoje negatywne, wystraszone i rozpaczliwe myśli niczym na linie łączącej niebo z ziemią… Czy było coś innego, o czym ktokolwiek myślał tego dnia? Łączyła się w bólu ze wszystkimi istotami na Ziemi, które tego dnia cierpiały, nie pojmowały, bały się równie mocno jak ona. Cały świat łączył się z tymi, którzy przeżyli. Z ulgą wybiegała myślami w niebo, gdzie odpoczywały dusze po tym, co wydarzyło się w Bataclan. Myślała o nich, że zatroszczyło się o nich dobre, pogodne niebo gdzieś ponad chmurami. Ponad błękitem, który sobie płynie i skrywa to, co jest piękne i niezwykłe.
Tego dnia słońce zaszyło się gdzieś daleko stąd. Izabeli nie cieszyły liście zebrane w parku wczorajszego dnia. Wczoraj… jak miło brzmi, jak przyjemnie. Od wczoraj tyle zdążyło się wydarzyć. Tyle narodziło się uczuć, tyle policzków zarumieniło się od pierwszych spotkań, tyle westchnień popłynęło od ludzi szczęśliwych, spełnionych, wygranych. Tyle rzeczy się udało, tak wiele dzieci uśmiechnęło, tak wiele rąk złączyło na znak pojednania.
Wczoraj… było tak jasno, miło, tak jak zwykle. Nikt się nie przygotował, nikt się nie pożegnał. Nikt nie przypuszczał.
…Dzisiaj było tak samo. Tak wielu ludzi obudziło się, zadzwoniło do swoich bliskich, tak wielu przytuliło swoje dzieci na do widzenia. Tak wielu odeszło.
***
Zamek w drzwiach wybudził Izę z samotności, w której czuła się bardzo źle. To Piotr! Nareszcie.
– Słyszałeś, co się stało?! Słyszałeś? Wiesz już? Widziałeś w telewizji? Pozwolili wam zobaczyć w telewizji?! Wszyscy już wiedzą! Piotrek, ale widziałeś?
– Iza, widziałem, moje słońce, już dobrze, uspokój się, cicho… Już dobrze… Chodź tu.
Iza wtulona w Piotra nie mogła powstrzymać łez, które popłynęły same, tak naturalnie i zgodnie z całym porządkiem rzeczy. Piotr trzymał ją w ramionach jeszcze mocniej niż ona zarzuciła mu na szyję ręce. Sam potrzebował tej przejmującej bliskości, w której strach mieszał się z niedowierzaniem. I chociaż ten silny mężczyzna mierzył prawie metr osiemdziesiąt, czuł się jak mały chłopiec, który wstydzi się swoich łez. Nie prosił Izy, aby przestała, wzięła w garść, aby dała mu spokój. Nie potrafił „unieść” ich obojga ponad to, nie wiedział, jakie słowa będą właściwe, aby jej to wszystko wytłumaczyć. Tak bardzo czuł się za nią odpowiedzialny, miała tak delikatne ciało, które obejmował niczym łodygę róży, z której uleciała radość. Iza przylgnęła do niego całą swoją miłością, o jaką teraz niepokoiła się najbardziej na świecie. Piotr doskonale wiedział, że serce Izy od zawsze wypełniały dzieci. Intuicyjnie rozumiał jej zawodowy świat, ale wobec tych dławiących okoliczności, mógł się go tylko domyślać.
Izabela zadawała sobie pytanie, dotychczas ukrywane w podświadomości, trzymane szczelnie pod kluczem nadziei. To niewygodne i pełne bólu pytanie brzmiało tego popołudnia tak znajomo jak nigdy dotąd:
Co będzie, jeśli zabraknie miłości?
Ile siły potrzeba nauczycielkom przedszkola, aby rozpocząć pracę nad odbudowywaniem fundamentów wartości życia? Ile pokory wobec dzisiejszych czasów trzeba uwić, aby pomóc rozłożyć żagle najmłodszym uczestnikom tego rejsu sprzeczności? I wreszcie, ile tej nocy trzeba zapalić latarni, aby ludzie na nowo uwierzyli w światło poranka?
Gdy Iza przestała szlochać, opanowała się i otrzepała ubranie. Jakby była po jakiejś lekkiej pracy w ogrodzie, jakby sadziła kwiaty, albo plewiła je z chwastów, ze złych myśli. Iza raz w tygodniu wkładała do wazonu nowe kwiaty, kochała bowiem ich świeży zapach, nie znosiła natomiast wszelkich dodatków, celofanów, wstążek i drutów podtrzymujących łodygi. Uważała, że to wszystko więzi bezbronne pąki, które nie mogą się rozwijać. Dzisiaj czuła się sama jak uwięziony kwiat w szponach niezrozumienia. Jak istota ludzka mająca bijące serce, sprawne ręce, zdrowe nogi i myślący mózg – jest zdolna, jest skłonna, jest na tyle okrutna, aby decydować o życiu niewinnych ludzi. Izabeli już nie ogarniał żal, nie męczył jej suchy kaszel, który pojawia się zawsze, gdy w gardle zatrzymują się słowa. Była teraz silna i zmobilizowana do tego, aby pójść do pracy. Do swojej pracy, która tego dnia stała się dla niej jeszcze ważniejsza. Wstała i zdecydowanie wzięła do rąk pędzel z pudru. Kilka razy musnęła nim policzki i podkreśliła tuszem smutne oczy. Makijaż dodał jej blasku, a mieszane uczucia wreszcie odzyskały równowagę i balansowały już pod kontrolą Izy. Nie może nic zrobić, aby na świecie było bezpiecznie.
Nie zmieniaj tego, czego zmienić nie zdołasz – Iza pamiętała słowa swojej mamy.
Zmieniaj to, na co sama masz wpływ. A miała wpływ na to, co działo się na co dzień w jej dorosłym życiu. Chciała mieć dziecko. Miała kochającego męża. Miała pracę. Uwielbiała ją. Uwielbiała swoich podopiecznych.
***
Dzwony na paryskiej katedrze Notre-Dame wciąż biją. Gdy przestaną, zaczną inną melodię. Nuty wspomnień tych, którzy mieli przed sobą życie, rozpłyną się na cztery strony świata. Na paryskich ulicach płoną świece, a każdy znicz przytulany jest do serca lub gaszony łzami, które nigdy wcześniej nie były tak czyste i nie płynęły prosto z samego serca.
Poniedziałek o świcie nad brzegiem Wisły rozpoczynał swój codzienny taniec. Ludzie jak artyści zapełniali scenę zwaną życiem. Wawel wynurzał się z mgły tak idealnie jak gdyby ktoś wycierał ściereczką rozlane mleko. Iza mocno stąpała po ziemi, licząc kroki do najbliższego sklepu. Burczało jej w brzuchu i koniecznie musiała coś zjeść. Weszła do sklepu i rozejrzała się za ekspedientką. W tej samej chwili jej wzrok zatrzymał się na małej dziewczynce, wpatrzonej w ekran telewizora, w którym fakty 24 nadawały retransmisję wydarzeń z Paryża.
Nigdy nie zapomni tych dwóch małych czarnych punkcików, świecących tak jasno jak gdyby były to najprawdziwsze perły. Oczy tej małej zatrzymały się na zdjęciach… i nie chciały oderwać się od nich za żadne skarby. Iza w sekundę stanęła naprzeciwko i zasłoniła swoją szczupłą osobą ekran. Jedyne, co przyszło jej do głowy to pytanie:
– Jesteś już przedszkolakiem?
Dziewczynka nie odpowiedziała, a jej dwie małe szybki, za którymi kryły się sceny z wyobraźni, już nie lśniły, ale szkliły się i były niemal przezroczyste. Dziecko poczuło szarpnięcie za rękę, a prośba mamy, aby się pospieszyło, nie wyjaśniła mu tego, co zobaczyło i czego zupełnie nie rozumiało. A co zostawiło ślad gdzieś w małej mądrej główce.
Iza stała tak jeszcze przez parę minut i na pytanie ekspedientki: czy coś pani podać? – wyszła ze sklepu, nie oglądając się za siebie.
***
Dzieci potrzebują mądrych dorosłych. Musimy być empatyczni, wyrozumiali i dorośle dorośli. Świat, w którym żyjemy, stawia nas pod ścianą, na niej językiem dzieci wypisane są pytania, na które niestety nie ma odpowiedzi. Wypisane jest: „dlaczego?”, na które żadna z nas nie odpowie. I z tą niewiedzą, z tym niedostatkiem i niepewnością, musimy stawić czoła dziecięcej wyobraźni. Nie oszukujmy się, że dzieci nie słyszą, nie widzą, nie tłumaczą sobie na swój sposób niepojętego dla nich świata. Człowiek, aby przeżyć, musi wyjaśniać sobie to, czego nie rozumie nawet w sposób, który innym wydaje się nie do przyjęcia. Gwiazdy, kosmos, wszechświat, rozwijające się kwiaty i zasypiające silne zwierzęta – wszystko ma swoje sedno, swój sens, swoją teorię. A cierpienie nie znajduje swojej definicji – nie ogarniamy go umysłem, nie mieści się w ludzkim sercu. Jak wytłumaczyć dzieciom, dlaczego ludzie muszą cierpieć? Muszą, bo stracili, bo inni odeszli, bo zostali okradzeni z dobrych uczuć, które jeszcze do niedawna pracowicie pielęgnowali, którymi otaczali siebie nawzajem, do których mieli pełne prawo.
Iza szła szybko do przedszkola. Niepokój na ulicach udzielał się przechodniom, którzy mijali Krakowskie Centrum Kongresowe oświetlone barwami flagi Francji. Każdy chylił głowę, jakby na znak oddania paryżanom hołdu, na znak żałoby i wszechogarniającego smutku w poniedziałkowy poranek. Inny niż do tej pory.
***
Jesteśmy nauczycielkami przedszkola. Mamy trudne zadanie przed sobą. Świat wypowiedział wojnę okrucieństwu, a zło nie poddaje się i rośnie w siłę coraz bardziej. Mamy przed sobą najmłodsze pokolenie o świeżych, chłonnych i wolnych umysłach, które potrafi samodzielnie włączyć bajkę na komputerze, obsługiwać smartfona i opowiadać o sobie na portalach społecznościowych. Mamy przed sobą pokolenie zdolnych, medialnych ludzi, w dużej mierze młodych – wrażliwych, pragnących żyć pełną piersią. Zatem do dzieła! Pokażmy dzieciom świat, który tętni różnymi emocjami, w którym dobro ściga się nieustannie ze złem, świat, który mimo wszystko stoi dla nich otworem. Ale nie bójmy się mówić o tym, że są wśród nas ludzie, którzy stracili kogoś bliskiego, kogo kochali i że ci ludzie będą jeszcze długo pogrążeni w swojej osobistej żałobie. Gdzie rodzi się empatia? W przeżywaniu, nie w kwiatach o różowych płatkach i soczyście zielonych liściach. Współodczuwania nie można nauczyć się z książek. Trzeba je poczuć. Trzeba się wzruszyć, pojąć żal, pojąć jego powody. Wtedy zaczynamy rozumieć, wtedy dojrzewamy. Zatem nauczycielko przedszkola, masz przed sobą trudne, ale ważne zadanie: ucz młode pokolenie, że czas leczy rany, ale też, że gdy już je wyleczy, to nie znaczy, że tak będzie zawsze. Żyjemy w świecie, który nie pozostawia nam marginesu na przypuszczenia, plany, nawet na nadzieję niewiele jest miejsca…
***
Izabela zaczynała swoje zajęcia otwarte z rodzicami, po południu w poniedziałek o 15. Rozpoczęła je słowami:
– Drodzy rodzice, przytulcie najpierw mocno swoje dzieci… – Iza była wzruszona, ogromnie szczęśliwa, ze ma ich tu wszystkich przy sobie. Że są razem, że może się do nich uśmiechać i mówić, jak bardzo lubi spotykać się z ich dziećmi.
***
Pokazujmy najmłodszym, na czym polega prawdziwa empatia. Możemy to zrobić wobec panujących okoliczności; w świecie, w którym zagrożone są najbardziej podstawowe uczucia. Jeśli nauczymy prawdziwie kochać swoich podopiecznych, będą mieli siłę, aby przetrwać w zawiłej przyszłości. Będą uczyć potem swoje dzieci, jak nie zatracić się w morzu błędów popełnianych niezależnie od nich, podobnie jak morze, które każdego dnia faluje, niezależnie od pory roku i ludzi mających decydujący głos. Rytmu i melodii morza zmienić się nie da, nikt ani nic nie jest w stanie zawrócić fal… Nasze dzieci nie będą żyły w innym lepszym świecie, ale dzięki nam jeszcze teraz mogą zostać wyposażone w broń, która ochroni ich przed konfrontacją – niepotrzebną, zgubną, niszczącą. Tą bronią jest miłość. Mimo wszystko.