Wracam na górę. Patrzę na zegarek. Mam piętnaście minut, aby coś zrobić. Coś wymyślić. Cokolwiek. Monika nie może stracić pracy. Załamie się, w zeszłym tygodniu rozstała się z Jarkiem, mieszka sama… Ma tylko net. Net – powtarzam jakby dotknięta zaczarowaną różdżką… A jeśli ona coś przeskrobała… W Internecie?! – biegnę, przeskakując schody.
– Muszę wejść… – Ania załamuje ręce, widząc mnie znowu, lecz tym razem próbuje odwieść mnie od zamiaru, który może stać się groźny w skutkach.
– Ale tam rozmawiają! Nie wolno przeszkadzać, Iza, no coś ty!!! Bez przerwy pakujesz się w cudze kłopoty! – Ania czuje się niezręcznie. Bardzo się lubimy i rzadko bywają sytuacje, kiedy czuje się zmuszona sprzeciwić i zdecydowanie postawić na swoim. Doskonale wiem, że została zobowiązana przez Dyrekcję, by nikt nie zakłócał spotkania z Moniką.
– Ale ja muszę. Mam sprawę – Ania pozostaje niewzruszona i prosi mnie wzrokiem: daj już spokój…
– Żadna sprawa nie jest na tyle ważna, aby była ważniejsza od tej, którą prowadzi pani dyrektor z Moniką za tymi drzwiami. Do których nie wolno ci wejść! – Ania robi się czerwona i czuje zarazem złość i wstyd.
– No pięknie, wszyscy już wiedzą, tylko ja dowiaduję się ostatnia. I dalej nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi!
Ania bierze mnie na stronę:
– Iza, wiesz, że nie mieszam się w wasze sprawy. A nawet jeśli coś usłyszę, to zatrzymuję tylko dla siebie. No ale niestety usłyszałam i wiem. Powiem ci, ale jak powiesz, że wiesz ode mnie, to koniec z naszą przyjaźnią! No więc usłyszałam, jak ta kobieta krzyczała, że Monika opisała ją w Internecie i że ta kobieta to znalazła i było jej to nie na rękę… – w tym samym momencie pani dyrektor wychodzi i spotykamy się niemal oko w oko. Prosi Anię o odbieranie wszystkich telefonów i informowanie, że rozmowa z nią będzie możliwa za około godzinę.
– Pani dyrektor, ja już o wszystkim wiem. I mam pewien pomysł. Proszę tylko, aby pani mnie wysłuchała – minimalnie przesuwam się do gabinetu. Dyrekcja kręci głową, ale wpuszcza mnie i zamyka drzwi.
– Pani Izo, doceniam pani trud i chęć pomocy. Rozumiem, że jesteście przyjaciółkami i zrobi pani wszystko, aby pomóc koleżance. Jest pani w stanie skoczyć w wodę za każdym, niezależnie czy jest mały, czy duży. Ogromnie doceniam pani zaangażowanie i uznaję je za ogromną zaletę. Ale proszę wziąć pod uwagę fakt, że pani Monika zachowała się bardzo nieodpowiedzialnie. Musimy się zastanowić, jak teraz naprawić ten błąd, który zaważył na całym przedszkolu, na całokształcie tego, co robimy i co udało nam się do tej pory dokonać – dyrekcja wstaje od biurka i przy ostatnich słowach ociera w ukryciu oczy. Po czym odwraca się, odgarnia z klasą włosy i dodaje:
– Na ten moment ta kobieta w naszej placówce nie widzi już niczego dobrego. I z pewnością pokusi się, aby opowiedzieć o tym innym mamom. Przed nami marzec. Czeka nas nabór do dwóch grup, które w tym roku odchodzą do szkół. Reszty nie muszę paniom wyjaśniać.
– Pani dyrektor! Mam!!! Mam! Proszę posłuchać, zrobimy tak: wyeksponujemy pracę Małgosi na stronie internetowej naszego przedszkola. Porozmawiam z „Domem Kultury”, oni czasem robią e-galerie, zapytam, czy nie zamieściliby naszej pracy, mam tam znajomego męża…
– Pani Izabelo, na miłość boską! Niech pani już przestanie! Nie załatwimy tej sprawy galerią czy ekspozycją prac! Ta kobieta jest tak zła na nasze przedszkole, że jest skłonna zmieść nas z powierzchni Ziemi!!! Proszę wracać do grupy i zostawić mnie samą z panią Moniką… – wychodzę posłusznie, zrobiłam co mogłam.
***
– Powiedziałaś, dlaczego to zrobiłaś?
– Tak. Powiedziałam, że szukałam pomocy, chciałam się skonsultować, poznać opinie innych, że nie wiedziałam co robić, że zwyczajnie chciałam o tym pogadać, podzielić się przeżyciami, odreagować… – Monika zawiesza głos i odwraca się do mnie tyłem. Dodaje:
– I nie myśleć, że dawniej takie sprawy rozwiązywałam z Jarkiem… Nie zdawałam sobie sprawy, że zrobi się z tego taki bigos.
– Na czym stanęło? – nie przeszkadza mi, że stoi plecami do mnie. Rozumiem, że temat Jarka wciąż w niej żyje.
– Dostałam szansę. Ostatnią z ostatnich – odwraca się i głośno oddycha. Ten oddech brzmi bezpiecznie, nie jest już tak poszarpany jak wcześniej. Jest w nim ulga i radość, że nadszedł czas, aby budować od nowa.
– Wykorzystasz ją, prawda?
– Nie mam wyboru.
– Co to za szansa?
– Przyznać się.
***
– No to jak, gotowa? – pytam Monikę i głaskam po ramieniu, by dodać jej otuchy.
– Gotowa – kiwa do mnie głową i nareszcie jest stanowcza i pewna siebie.
– Serio? – upewniam się.
– Serio – odpowiada, a ja nie mam już wątpliwości.
– No to klikaj.
– …
– Poszło! Juhuu! Super!!! – klaskam w dłonie i czuję, jakby kamień spadł mi z serca. – Czytaj – dodaję.
– Iza, znam to na pamięć – Monika rumieni się.
– No dobra, to ja czytam – odgarniam włosy za uszy i biorę głęboki oddech. Zaczynam i robi mi się gorąco. To ważny moment, w którym Monika przeprasza na forum publicznym. To jednocześnie bardzo odważny gest. Ona wstaje, sporo ją to kosztuje, więc nie nalegam, aby siedziała obok mnie. Ponownie zagarniam włosy, tym razem na jedno ramię. Czytam:
Dziewczyny! Nauczycielki, koleżanki po fachu, kochane…
Zdecydowałam się napisać ten list, bo zdałam sobie sprawę, że przez moje postępowanie ktoś niesłusznie cierpiał. Dowiedziałam się o tym, gdy już nie było odwrotu, aby zawrócić. Wydawało mi się, że portal społecznościowy może stać się panaceum na moje zawodowe bolączki, sytuacje, które mnie przerastały i z którymi nie umiałam sobie poradzić. Wstyd i po części duma nie pozwalały mi radzić się najbliższych, uznaliby przecież, że sobie nie radzę. A tu, w Internecie, byłam po części anonimowa, bo przecież nikt mnie nie znał w Poznaniu czy Gdańsku. Opisałam historię mojej podopiecznej na jednym z portali. Podzieliłam się z Wami swoimi rozterkami, poprosiłam o radę. Odpowiedziałyście i wspólnie szukałyśmy rozwiązania. Mama dziewczynki, o której Wam napisałam, odnalazła w Internecie mój post i poczuła, że ktoś okrada ją z prywatności. I chyba po części miała rację. Piszę po części, bo w tej wirtualnej przestrzeni, którą stworzyłam i w której ulokowałam tak bliskie mi serca – nie miałam na celu nikogo skrzywdzić. Tej mamie było bardzo przykro, uraziłam ją, bo pokazałam jej twarz – jak sama stwierdziła – w krzywym zwierciadle. I zrobiłam pewnie jeszcze wiele złego. Dzisiaj traktuję tę wiedzę jak naukę na własnych błędach. Dzisiaj Przepraszam tę mamę i jej córeczkę. Słowo Przepraszam dedykuję wszystkim zagubionym i samotnym Internautom, którzy szukają swojej drogi właśnie tutaj. Traktuję swój list jako przestrogę dla wszystkich, którzy nieostrożnie dzielą się swoim zawodowym życiem. I czynią to odważnie i bezpośrednio. I nie myślą, że w ten sposób odzierają kogoś z jego prywatnego życia. A że ono jest takie, a nie inne… Na to nie mamy wpływu. Możemy próbować zmieniać ten świat. Ale nie tą droga, nie za pomocą klawiatury, ale żywych słów. Zanim odbudowałam nasze relacje, minęło sporo czasu. Teraz inaczej patrzę na świat, który dzieje się. Wciąż dzieje się tak wiele wokół nas. Jesteśmy świadkami zmian, dotykamy różnych problemów, życie toczy się na naszych oczach. Rozmawiajmy o nich w zaciszu sal, w przedszkolnych ogrodach. Rozmawiajmy ze sobą wieczorami, przez telefon, bardziej intymnie, z szacunkiem dla każdej ze stron. Pod postem umieszczone było moje nazwisko. Z treści postu wynikało, jakiej grupy jestem nauczycielką. Mama dziewczynki odnalazła tam siebie. Jakich rozmiarów rozpętało się z tego piekło… Chyba nie muszę Wam opowiadać…
Kochane, przekonałam się na własnej skórze, ile znaczeń potrafią nieść słowa. Mogą ranić, cieszyć i zdumiewać. Są jak wiatr: czasem ulecą niezauważone, innym razem „sypną” piaskiem prosto w oczy, zachwycają, bywa, że sieją zniszczenia. Trzymajmy się zasady wzajemnego zaufania. Budujmy zawodową wzajemność w oparciu o mądre, rozsądne i bezpieczne dla każdej ze stron zasady współżycia. Obowiązuje nas tajemnica zawodowa. Ja ją złamałam, ale dostałam drugą szansę. Wykorzystam ją najlepiej jak potrafię. A Wy nie pozwólcie, aby Wasze serca przeżywały to, z czym ja borykałam się kilka miesięcy. Nie dopuśćcie do sytuacji, aby ktoś przez Was cierpiał. Zupełnie niepotrzebnie. Nieumyślnie. Od jednego kliknięcia zależy czyjś los. Jestem nauczycielką przedszkola i wszystko o czym mówię i co robię – niesie ze sobą ogromnych rozmiarów odpowiedzialność. Już nigdy o tym nie zapomnę.
Monika.
Karolina Turek – mama dwójki dzieci, nauczycielka przedszkola „zainspirowana” dzieckiem. Uwielbia pisać i tę pasję konsekwentnie łączy z zawodem, opisując swoje zawodowe doświadczenia zdobywane w pracy z dziećmi. Między wierszami Karoliny, spotyka się wrażliwość „o parę numerów za dużą” – jak sama o sobie mówi. Czasem jej to przeszkadza, a czasem pomaga w dostrzeganiu tego, co istotne w byciu nauczycielką. Stara się jak najwięcej mówić o empatii, stawiając ją za fundament w budowaniu swoich wartości. Autorka książeczki adaptacyjnej „Wkrótce będę przedszkolakiem. Książka wprowadzająca dziecko w świat przedszkola” i „Niekończąca się historia… Poradnik dla rodziców o tym, jak wprowadzić dziecko w świat przedszkola”, oraz książki „Nauczycielka przedszkola. Pomiędzy pasją a zagubieniem”. Pisząc bloga, konsekwentnie zadaje pytania o miejsce nauczycielki przedszkola w dzisiejszej edukacji, a także w zwykłej codzienności wielu rodzin. Blog traktuje jak wartościową przestrzeń, w której spotyka się coraz więcej nauczycieli przedszkola – świadomych swojego zawodu i otwartych na szczerą dyskusję.