Archiwum miesiąca: czerwiec 2017

Przeczytaj o tym, jak w jedno popołudnie potrafi się zmienić wszystko…

Przeczytaj o tym,
jak w jedno popołudnie,
zmienił się ich świat.

***
Całym sobą napiera na drzwi. Stara się je otworzyć bez użycia rąk, ale okazuje się to bardzo trudne. Jeszcze nie umiem ocenić, czy jest podekscytowany występem córki czy zły z powodu korków na mieście. Ma niedbale zawiązany szalik i aktówkę w lewej ręce. Prawą, przytrzymując drzwi i jednocześnie wciskając się pod prąd na wychodzące jury, próbuje odebrać głośno wibrujący telefon. Wyszukuje nas wzrokiem. Przyspiesza. Zaciska usta wypuszczając dym ze spalonego przed momentem papierosa, co sprawia mu wyraźną ulgę. Dopada mnie spojrzeniem, w którym jest wszystko. Tylko nie spokój.

– Mówiłem, że dziś mam spo – tka – nie! – ostatni wyraz sylabizuje, jakby miał do czynienia z trzylatkiem, a nie z trzydziestoparoletnią kobietą. Jest dużo wyższy ode mnie i budzi respekt.

– Dzień dobry panu, przyszedł pan wspierać nas podczas występu?

– Spotkanie mam, na pięć minut wyrwałem się z pra – cy… – w dalszym ciągu oddycha ciężko i z trudem łapie powietrze. Obco akcentuje ostatnie wyrazy. Po każdym z nich zostawia ostry zapach tytoniu. Dotarcie na trzecie piętro kosztowało go sporo wysiłku.

– Tak? To może zdąży pan jeszcze zrobić nam zdjęcia? To się nawet dobrze składa, pan mógłby… – nie udaje mi się poprosić. Złość wychodzi z niego przez wykrzywione usta i zmrużone oczy.

– Nie będę robił żadnych zdjęć. Nie mam cza – su. Emilia, zbieraj się…  – nawet na mnie nie patrzy, nie daje szans ani mnie, ani sobie na jakiekolwiek wyjaśnienia.

– Przepraszam pana, ale o co chodzi?

– To ja powinienem zadać pani to pytanie – jest mocno stanowczy. O centymetr przesuwam się w tył.

– W dalszym ciągu nie rozumiem, wpada pan tutaj jak burza, jest zdenerwowany i wcale nie przyszedł pan dopingować córki, prawda? Dlaczego każe pan Emilce się zbierać? Gdzie ona ma się zbierać? Przecież za dwadzieścia minut Emilka ma występ – jestem nie mniej zaskoczona niż gdybym zobaczyła ducha. Tyle że duch byłby może bardziej uprzejmy niż ten mężczyzna.

– Na moje spotkanie. Mam dziś spotkanie. Waż – ne. Emilia!

– Zaraz, zaraz. Proszę pana, porozmawiajmy – czas się kurczy. Mija kolejne 10 minut. Kolejna informacja podana przez miły, serdeczny głos, brzmi przez mikrofon jak komunikat na dworcu, z którego zaraz odjedzie pociąg z marzeniami Emilki:
Grupa pani Izabeli Milewskiej wystąpi po przerwie jako pierwsza.
Dziewczynki piszczą i na moment przestaję dostrzegać, że ten mężczyzna mierzy mnie wzrokiem od samych stóp.

– Słyszy pan? To nasza grupa. Mamy występ dokładnie za jedenaście minut. Musimy się przygotować . Zapraszam pana na widownię.

– Zaraz, zaraz. Czy pani mnie słyszy?! – biorąc pod uwagę, jakim tonem do mnie mówi, słyszałabym go nawet, gdybym stała przed budynkiem. Pomija to, że zwraca uwagę uczestników, trącających go ramieniem od jakiś parunastu minut. Mnie nadal wypełniają silne emocje, jakie wiążę z występem moich przedszkolaków. To duma – uczucie wyjątkowo przyjemne, zarezerwowane dla nauczycieli przedszkola.

– Proszę pani, ja mam spotkanie – po raz pierwszy ścisza ton i mówi do mnie całym zdaniem. Jego twarz staje się jeszcze bardziej purpurowa. Prostując się wyniośle, pozwala stanąć sobie bliżej mnie, kontynuuje:

–  Muszę zabrać córkę ze sobą. Mam spotkanie biznesowe z klientem. On nie może czekać, ja nie mogę odmówić. Potem Emilii nie będzie miał kto odebrać, moja żona zdaje właśnie egzamin na asystenta farmacji, a naszej niani zachorował pies. Przykro mi Emilko, musimy iść. Nie mogę się spóźnić, zamówiłem taksówkę. Po drodze oddałem auto do mechanika, wysiadło zasilanie. Potworny dzień. Chciałbym, żeby już się skończył – wyrzuca mi to wszystko z parzącą lawą pretensji, do której ani trochę się nie poczuwam.

Zgubny splot wydarzeń. Emilka ma dzisiaj swój pierwszy występ. Przegląd młodych talentów przerodził się w Festiwal pierwszych niepowodzeń, sprytnie kreowanych przez los. Festiwal emocji. Festiwal okoliczności. Akurat dzisiaj wszyscy mają coś do załatwienia. I wszyscy podporządkowują świat swoim terminarzom. W ciasnym grafiku tego człowieka jest przecież miejsce na miłość. W jego prywatnej firmie na drugim końcu miasta, czeka klient. W jego życiu dorasta zdolna śliczna dziewczynka. Ten człowiek gubi się w labiryncie swoich wartości, którym nadał prywatną hierarchię ważności. Ma nad sobą już tylko pieniądze. Nikt go nie zgani, nie obniży mu premii, nie pociągnie go do odpowiedzialności. On tylko straci klienta. Ktoś wsiądzie do ciepłej taksówki i odjedzie. On jest szefem. On jest ojcem. Ma jeszcze sporo do nadrobienia.

– Proszę pana, ale ja nie mogę puścić Emilki. Po prostu nie mogę – stawiam sprawę jasno i wyraźnie.

– No pani to chyba jest niepoważna!

– Ja?

– Tak, pani. No przecież nie ja. Powtarzam pani szósty raz, że mam spotkanie! Emilia, gdzie są twoje rzeczy? Nie ma sensu dyskutować… – gdy jego oczy docierają do moich, mija mnie, zaczynając chodzić tam i z powrotem. Nie jest ani trochę miły, ani nawet nie próbuje taki być.

– Proszę pana, Emilka jest pod moją opieką, ponieważ wyszła z przedszkola razem z grupą i ma obecność potwierdzoną odbiciem karty przez pana żonę w momencie przyprowadzenia jej rano do przedszkola. Moim obowiązkiem jest odprowadzić ją z powrotem do placówki, skąd będzie pan mógł odebrać Emilkę, o której już pan będzie mógł.

– Jakie już?! Jakie już?! Czy pani rozumie, co ja do pani mówię? Mam klienta, jeśli teraz nie odbiorę Emilii, później nie będę w stanie przyjechać ani tu, ani do przedszkola! Mam ważniejsze sprawy niż  ten pani festiwal! – zgadzam się, że są sprawy ważne i ważniejsze.

– To nie jest mój Festiwal proszę pana, ale Ogólnopolski Przegląd Młodych Talentów. Emilka ciężko pracowała, aby móc dzisiaj tu wystąpić. To dla niej bardzo ważne, dla mnie jako dla jej nauczycielki, również. Bez niej zespół nie zatańczy! – tym razem to ja się unoszę. Mam gdzieś to jego spotkanie. Identycznie jak on – „mój” festiwal…

– Niech się nazywa jak chce. Emilia! No powtarzam ci, weź swoje rzeczy! – cała ta sytuacja wzmaga zniecierpliwienie ojca i bardzo niepokoi Emilkę. Srebrne łzy cisną się do kącików jej ładnie zarysowanych oczu. W małych piąstkach ściska szafirową sukienkę swojej pani. Jest przy swojej nauczycielce i wierzy, ze ona zmieni bieg tego, co się dzieje. Nagle postanawia wziąć los w swoje małe rączki. Mówi cicho, delikatnie, dziecięco:

– Zostaję tutaj, tato. Nigdzie nie pójdę – bez względu na resztę i wszystko, co zdarzy się potem, postanawia być dzielną. Walczy o swoje marzenia.

– Wszystkich uczestników przepraszamy za opóźnienie. Z powodu kłopotów na trasie, grupa z Przedszkola 148 nie dojedzie na czas, przedłużamy więc przerwę o 15 minut i prosimy o cierpliwość. Proszę się nie rozchodzić, niebawem zaczniemy prezentację zespołów – to kolejne piętnaście minut, które może nie rozwiążą pajęczyny interesów tego człowieka, ale przynajmniej zatrzymają piętrzące się emocje. Czuję, jakby drżała od nich ziemia.

– Emilia, taksówka zaraz podjedzie. Już się nie przebieraj, weź tylko kurtkę. Mogę napisać oświadczenie, że odbieram córkę z własnej woli. Czy to pani wystarczy? – Jak mam oddać Emilkę w te roztrzęsione, zaciśnięte ręce, które dawno już zapomniały, jak przytula się najdroższą sercu istotę?

Chyba wystarczy…
– Nie. Potrzebuję skontaktować się z Dyrekcją, co w tej sytuacji powinnam zrobić – nie chodzi o procedury. Ale o czas. W tle słyszę głos. Wszyscy go słyszymy. Ojciec nerwowo pstryka palcami skądś znany mi rytm. Od parunastu lat jego świat skurczył się do rozmiarów firmy. W tym świecie jest praca, ten świat nie ma duszy. Mówią, że dusze żyją w ludziach, którzy bardzo kochają. Siostrą duszy jest Wrażliwość. Przeznaczona nauczycielkom przedszkola, darowana, znajoma.

Grupa „Iskierki” pod kierunkiem Izabeli Milewskiej, proszona jest o potwierdzenie przybycia i zgłoszenie się po odbiór karty startowej.

– Jest pani proszona o podejście do jury – jedna z kobiet podchodzi do nas i kładzie mi rękę na ramieniu. Łamie granice. I nagle wszystko staje się na wyciągnięcie ręki.

– Proszę pana, proszę napisać dla mnie upoważnienie. Gdy zakończy się Przegląd, Emilka wróci z nami do przedszkola, a potem odwiozę ją do domu.

– A… a… ale no… jak to pani przywiezie Emilkę, przecież ja tu jestem, po to przyjechałem… no chyba pani żartuje! – jest mi przykro, że moje zobowiązanie uważa za dobry żart.

– Proszę pana, proszę mi wybaczyć, muszę iść, bo jeszcze odsuną nas od startu. Czy zgodzi się pan na moją propozyc… – nie kończę, bo w milczeniu podaje mi kartkę z adresem, na której upoważnia mnie do odbioru jego dziecka. Uprawnia mnie do wzięcia odpowiedzialności nie tylko za bezpieczny powrót swojej córeczki do domu, ale jednocześnie za uczynienie Emilki szczęśliwą.

– Dziękuję panu. To dla nas naprawdę ważne. Proszę się nie martwić. Zaopiekuję się pana córeczką jak należy. Mam Państwa numer telefonu, będziemy w kontakcie – serce bije boleśnie. Jakby wybijało w rytmie słowa: obiecuję, że zrobię wszystko, aby Emilka była dzisiaj bardzo szczęśliwa.

Mimo chłodu, jaki ktoś wpuścił, otwierając na oścież drzwi, czuję ulgę i napływające ciepło. Jakby ziemia zaczęła oddychać. A ja wraz z nią już swobodniej, pewniej.

– Czy grupa „Iskierki” jest gotowa?

– Tak, proszę Komisji. Potrzebujemy minutę – gromadzę wszystkich wokół siebie.

– Kochani – zwracam się już do całego zespołu. – Czekaliśmy na tę chwilę. Wreszcie jesteśmy. Dajcie z siebie to wszystko, co ja mogę zobaczyć, kiedy przychodzę do przedszkola i na was patrzę. Pokażcie, jak pięknie potraficie uśmiechać się, tańczyć i jakie to dla was ważne. To wasz dzień. Trzymam za was mocno kciuki. Dla mnie jesteście wspaniali! – gdy rozchodzą się na swoje miejsca, zatrzymuję Emilkę. Nie krępuje mnie to, że stoimy w centralnej części sali. Przytulam ją, a ona szepcze mi do ucha:

– Kocham cię, pani Izo. Dziękuję pani. Marzyłam o tym, aby tu być – odpowiadam jedynie uśmiechem, bo ułożone na parkiecie mikrofony, zebrały cały szept Emilki. Wszystkie twarze zwrócone są teraz na nas, nasze sekrety puszczone zostały w świat. To jak początek historii o nauczycielce przedszkola i jej podopiecznej. To jak początek pięknej historii o tym, jak zmienia się świat w ułamku sekundy.

Błyska lampa błyskowa. Oślepia nam oczy.

– Nie czytał pan regulaminu? Zdjęcia wykonujemy bez lamp błyskowych! – jedna z kobiet pilnująca porządku, zwraca się do mężczyzny z aktówką, który w płaszczu stoi pośród ciasno ustawionych krzeseł. Posłusznie wyłącza lampę.

– Tato!!! – Emilka biegnie przez scenę i rzuca się na tatę, o mały włos nie tracąc równowagi.

– Czy możemy zacząć? – jedna z członków jury upewnia się, czy jesteśmy gotowi.

– Oczywiście, proszę pani. Bardzo przepraszam, to ich pierwszy występ – kobieta obsługująca sprzęt czeka jeszcze tylko na skinienie głową przewodniczącej komisji. Lecz ona wstaje i podchodzi do mnie, jest w tej samej marynarce, w której położyła mi rękę na ramieniu.

– Obserwowałam was od samego początku. Widziałam z boku, jak walczyła pani o to, aby ta dziewczynka mogła dzisiaj wystąpić. Podziwiam nauczycielki przedszkola, uważam, że ich zapał do tego, czym się zajmują, jest niewiarygodny. Z przyjemnością gościmy przedszkola na naszych Przeglądach. Są profesjonalnie przygotowane. Jesteście profesjonalistkami w swoim zawodzie. Dzięki wam, ten świat staje się o wiele lepszy – po czym spogląda na ojca Emilki, który wyostrza obiektyw aparatu i robi nam serię zdjęć.

– Dlaczego pan zmienił zdanie? – pytam, gdy kobieta w szarej marynarce zajmuje swoje miejsce przy stoliku.

– Usiadłem za kierownicą. Nacisnąłem gaz i poczułem. Wie pani, że ja rzadko w ogóle coś czuję?

– Co pan poczuł?

– Że dawno nikt nie walczył o moją córkę z takim uporem, nikt nie dbał o jej marzenia, o to, co kocha – tak stanowczo. Gdy wychodziłem, spojrzałem za siebie. Emilce świeciły się oczy, wyglądała na szczęśliwą. Ja nie mam czasu, aby ją taką oglądać…


Karolina Turek – mama dwójki dzieci, nauczycielka przedszkola „zainspirowana” dzieckiem. Uwielbia pisać i tę pasję konsekwentnie łączy z zawodem, opisując swoje zawodowe doświadczenia zdobywane w pracy z dziećmi. Między wierszami Karoliny, spotyka się wrażliwość „o parę numerów za dużą” – jak sama o sobie mówi. Czasem jej to przeszkadza, a czasem pomaga w dostrzeganiu tego, co istotne w byciu nauczycielką. Stara się jak najwięcej mówić o empatii, stawiając ją za fundament w budowaniu swoich wartości. Autorka książeczki adaptacyjnej „Wkrótce będę przedszkolakiem. Książka wprowadzająca dziecko w świat przedszkola” i „Niekończąca się historia… Poradnik dla rodziców o tym, jak wprowadzić dziecko w świat przedszkola”, oraz książki „Nauczycielka przedszkola. Pomiędzy pasją a zagubieniem”. Pisząc bloga, konsekwentnie zadaje pytania o miejsce nauczycielki przedszkola w dzisiejszej edukacji, a także w zwykłej codzienności wielu rodzin. Blog traktuje jak wartościową przestrzeń, w której spotyka się coraz więcej nauczycieli przedszkola – świadomych swojego zawodu i otwartych na szczerą dyskusję.

nauczycielka_blog