Emilia studiuje cyfry zapisane niedbale na rogach kartki. Wyjmuje z szuflady jakieś papiery, po czym rzuca je na biurko. Znakomicie się w tym bałaganie odnajduje, jej twarz z pochmurnej, rozświetla się i prowokuje do zmiany pozycji w głębokim fotelu. Te cyfry wyraźnie ją zadowalają. Patrzy Mirkowi prosto w oczy, jakby chciała wyczytać w nich coś więcej niż tylko zaproszenie na kolację, której od dawna unikała, tłumacząc się brakiem czasu.
– Spójrz Milka, tylu zalogowało się na nasz fanpage. A tyle komentarzy pojawiło się pod linkiem do naszej audycji. Mila, słuchają… Ta liczba wciąż rośnie!
– Niewiarygodne… Mirek, patrz na wyniki ostatniej audycji… Jaka różnica! Ok, czas reklam się kończy! Wracaj i monituj mi co przerwę, jak zmienia się wynik! Zrobimy wywiad antenowy, zadzwoń do Agaty, żeby się przygotowała. Damy Izę na FB, a potem na telefon!
Całe zamieszanie wytrąca mnie z równowagi. Daję radę z dwudziestką piątką maluchów, ale nie potrafię zrozumieć ganiających z pokoju do pokoju dwójki dorosłych ludzi. Zakładają słuchawki i ściągają je, rozsypują im się notatki i wpadają na samych siebie w progu pokoju. Niezły kocioł.
– Minuta do wejścia na antenę! – Emilia prostuje się i kreśli coś na chusteczce higienicznej. Może jest profesjonalistką w swoim fachu, ale daleko jej do bycia estetką. W ogóle ze mną nie rozmawia, więc kilka razy wstaję i siadam, aby chociaż na ułamek sekundy zmienić pozycję. Rozluźniam się i nie czuję już takiego napięcia, jakie ogarniało mnie zanim weszłam do studia. Mężczyzna za pleksją unosi jedną rękę i chaotycznie nią kręci, jakby trzymał w niej niewidzialne lasso. Co to oznacza?!
– Podkręcimy, podkręcimy… Już ty się o to Mirku nie bój… – kobieta mówi pod nosem, niby do mnie, a niby do niego, ja natomiast znowu zaczynam kulić się w ramionach. Raczej chłodno nie jest, za to zaczyna być nerwowo. Poprzeczka unosi się wyżej, a niewygodne pytania czają się w kątach studia. Podkręcić? Ale dlaczego? Zapędzić w kozi róg i znokautować. Rzadko bywam aż taką pesymistką.
Pięć, cztery, trzy… – Emilia przywołuje mnie z powrotem. Odlicza na palcach, unosząc dłoń w górę i artykułując ustami każdą cyfrę.
– Witamy was ponownie na antenie. Cieszymy się, że nas słuchacie. Przez cały czas trwania audycji, możecie komentować wypowiedzi Izabeli, zadawać pytania i dzielić się swoimi refleksjami. A skoro o refleksji mowa… Czy ona jest możliwa w dwudziestopięcioosobowej grupie na przykład czterolatków? Czy nauczyciel przedszkola jest w stanie złapać dystans do swojego zawodu, zatrzymać się na przysłowiowy moment, znaleźć czas na refleksję o tym, jak ważną rolę pełni w życiu małego dziecka? Jeden ze słuchaczy zadał nam pytanie: wszyscy wiemy, jakie potrafią być dzieciaki w wieku trzech, czterech lat. Czy na co dzień nauczyciel nie jest zmęczony? Zniechęcony swoją pracą, czy nie ponoszą go nerwy, negatywne emocje, no bo ja na przykład w tym wieku podobno byłem nie do zniesienia.
Lekko się uśmiecham, myślę: Wątpią w nas. Nie wierzą nam. Tak przypuszczałam, przygotowałam się.
– Wie pani, decydując się na zawód nauczyciela, decydujemy się na niezłą batalię ze swoim sercem. Ono będzie się łamać jak lód pod ciężarem niezależnych od nas okoliczności. Ono będzie próbowało nas powstrzymywać przed podejmowaniem różnych decyzji. Nieraz niełatwych. Ono wreszcie będzie się wzruszać, nie zawsze gotowe na taki wymiar emocji. Czuła pani kiedyś, jak coś nie daje spokoju, uciska w piersi i powoduje delikatne drżenie dłoni? To są somatyczne sygnały świadczące o naturalnej mobilizacji ludzkiego organizmu. Tak czuje się człowiek, który jest czegoś absolutnie pewien. Nie jest spokojny. On jest oszołomiony, szczęśliwy. Jest gotowy. Aby działać, tworzyć, realizować siebie. Jest gotowy do działania na sto jeden procent. Tak czuje się nauczycielka przedszkola. Ona jest świetnie przygotowana do swojej roli. Wiemy, z czym wiąże się praca z małymi dziećmi. Dlatego przygotowujemy się do każdego roku bardzo starannie. Są w nas kompetencje serca, o których nie mówi się głośno podczas obrony pracy dyplomowej na studiach. Bo to taka przecież bagatela, co tam takie emocje… Ale w kompetencjach serca lokuje się cała prawda o zawodzie nauczycielki przedszkola. Naszym punktem odniesienia są emocje dzieci. Refleksja nad nimi jest nieodzownym składnikiem naszych zawodowych działań. I często osobistych również. Dwa światy, prywatny i zawodowy, łączą się w którymś momencie życia, zaczynają biec obok siebie, tętnić tą samą muzyką. Ale to już zupełnie inna historia.
– Czyli oddając dziecko do przedszkola, możemy spać spokojnie, oddajemy je w wykwalifikowane i zaangażowane „ręce”? Z naszej rozmowy wynika, że dzisiejsze przedszkole jest przemyślane, nastawione na rozwój i troskę o przyszłość małego człowieka.
– Dokładnie. Mamy swoje priorytety. Pierwszym z nich jest i będzie zawsze dziecko.
– W takim razie jaki jest dziecięcy świat, w którym nie ma przedszkola? Chodzi mi o świadomy wybór rodziców, którzy decydują się wychowywać dziecko w domu. Pomijam fakt konieczności pozostania w domu ze względów chorobowych czy finansowych.
Podkręcić? Proszę. Nie dam się podkręcić.
– Według mnie jest mało prawdziwy, wykreowany przez dorosłych, różowy, wymyślany przez rodziców, bezkonfliktowy, bezurazowy. Idącym tym torem… Jakie jest życie rodziców, gdy zabraknie w nim przedszkola? – Bardzo ubogie. Do tego nieuporządkowane, mocno emocjonalne, nieciekawe i nad wyraz wymagające.
– Mocny osąd. Na pewno dla niektórych naszych słuchaczy może wydać się kontrowersyjny, nieakceptowalny, zbyt jednoznaczny… – redaktorka dostaje rumieńców, oddaje mi pałeczkę, nie zabiera głosu, nie pojedynkuje się. Wie, że ma przed sobą kompetentną i pewną siebie nauczycielkę przedszkola. A z pasją dyskutować się nie powinno.
– Taka opinia ma skłonić do refleksji! Ona potrzebna jest nie tylko nauczycielom. Przy największej chęci i kreatywności, rodzice nie są w stanie prowokować sytuacji, których dziecko doświadczyłoby będąc w gronie rówieśników. No bo, czy można nauczyć się szczęścia, nie doświadczając go? Czy można uwierzyć, ze lody są słodkie i zimne, nie mając okazji wzięcia ich do ust? Czy wolno nam małego człowieka uczyć o przyjaźni, każąc mu żyć w pojedynkę? Przyjaźń jest wartością, którą kształtujemy wśród ludzi, dopiero w relacjach społecznych dochodzimy do własnych wniosków. Nieraz bolesnych, innym razem budujących. Wśród ludzi uczymy się, jak żyć. W przedszkolu dzieci uczą się, jaką wartością jest życie. Tutaj dojrzewa w nich uczucie, że można kochać kogoś zupełnie obcego, równie mocno jak swoją mamę: kochać swoją nauczycielkę przedszkola. Czy jest inny sposób, aby nauka o miłości postępowała z większym entuzjazmem i zgodnie z prawdą o tym, jakie jest życie?
***
Mogłam odmówić. Mogłam powiedzieć, że się tym nie zajmuję i odejść tak jak kończy się jakąś załatwioną sprawę. Mogłam powiedzieć, że to nie należy do moich obowiązków i nie czuję się kompetentna w roli prezenterki. Mogłam odwrócić się na pięcie i zapomnieć o tym, że dostałam szansę, aby powiedzieć wam, ile dobrego mieści się w przedszkolnych salach za zamkniętymi drzwiami, których pierwszego września obawiacie się jak ognia. Zostałam. Bo dostałam szansę, aby zmienić wasze myślenie o nas – nauczycielkach przedszkola, zdolnych i mądrych kobietach, które znają język dzieci i wiedzą, w jaki sposób zaprzyjaźnić się z nimi. Możecie nam tylko pozazdrościć tej wiedzy.
***
– Pani Izabelo, prosimy o ostatnie słowo do naszych słuchaczy. Chociaż z komentarzy do nas wynika, ze słuchacze wcale nie chcą rozstawać się z panią…
– „Bóg jeden wie, jakie to trudne” – być nauczycielem. Mało kto wie, jak wspaniale być nauczycielem. Jak niezwykła jest to praca. Jak wiele wymaga się od nauczycieli, a jak niewiele od rodziców. Jak łatwo tytułować się rodzicem, a jak trudną drogę trzeba przejść, aby powiedzieć o sobie: jestem nauczycielką przedszkola. Jeszcze trudniej przyznać się: „Jestem nauczycielką przedszkola. Przemieniam świat”.
To wielka odpowiedzialność – nauczać innych, rozwijać i kształtować w nich silny charakter. Mieć autorytet i wpływ – to wielka umiejętność występować w roli mistrza. Przedszkola to miejsca, w których czas rządzi się prawem miłości: im bardziej się kocha, to co się robi, tym biegnie szybciej. Dlatego praca w przedszkolu nie nuży, ale rozwija, mobilizuje, gratyfikuje. Za codzienną pracę, codzienne sukcesy, którymi są – w pierwszej kolejności, uśmiechy podopiecznych. Dzieci rosną, zmieniają się. My też. W biegu życia, często nie dostrzegacie, że małe skrzydełka zaczynają wzbijać się w powietrze i może się zdarzyć, że miną was… zafascynowane powietrzem. Nauczycielki patrzą długo, zanim ich podopieczni – całkiem znikną w gęstych chmurach życia… Patrzą tak na wszelki wypadek, gdyby chcieli zawrócić lub potrzebowali potwierdzenia, że lecą we właściwym kierunku. My mamy czas dla siebie nawzajem. To przywilej. Nie obowiązek. Bo miłość nie jest obowiązkiem. Jest wyborem. A w naszym przypadku – jak najbardziej świadomym.
Karolina Turek – mama dwójki dzieci, nauczycielka przedszkola „zainspirowana” dzieckiem. Uwielbia pisać i tę pasję konsekwentnie łączy z zawodem, opisując swoje zawodowe doświadczenia zdobywane w pracy z dziećmi. Między wierszami Karoliny, spotyka się wrażliwość „o parę numerów za dużą” – jak sama o sobie mówi. Czasem jej to przeszkadza, a czasem pomaga w dostrzeganiu tego, co istotne w byciu nauczycielką. Stara się jak najwięcej mówić o empatii, stawiając ją za fundament w budowaniu swoich wartości. Autorka książeczki adaptacyjnej „Wkrótce będę przedszkolakiem. Książka wprowadzająca dziecko w świat przedszkola” i „Niekończąca się historia… Poradnik dla rodziców o tym, jak wprowadzić dziecko w świat przedszkola”, oraz książki „Nauczycielka przedszkola. Pomiędzy pasją a zagubieniem”. Pisząc bloga, konsekwentnie zadaje pytania o miejsce nauczycielki przedszkola w dzisiejszej edukacji, a także w zwykłej codzienności wielu rodzin. Blog traktuje jak wartościową przestrzeń, w której spotyka się coraz więcej nauczycieli przedszkola – świadomych swojego zawodu i otwartych na szczerą dyskusję.