Podstawa programowa zakłada, że dziecko rozpoczynające naukę w szkole „rozpoznaje litery, którymi jest zainteresowane na skutek zabawy i spontanicznych odkryć oraz odczytuje wyrazy utworzone z poznanych liter w formie napisów drukowanych dotyczących treści znajdujących zastosowanie w codziennej aktywności”. A jakie są podstawowe treści, które „znajdują zastosowanie w codziennej aktywności”? Imiona dzieci! BINGO! Dzieci chcą bawić się swoimi wizytówkami, a później literami ze swojego imienia i z imion innych dzieci.
Ewa, Ewunia, Ewcia, Ewusia, Ewka. Nie pamiętam, żeby ktoś mnie pytał, jak chcę być nazywana. Cierpiałam, kiedy mówiono do mnie Ewusia. Może dlatego tak zafascynowała mnie idea wykorzystania wizytówek z imionami dzieci do wprowadzenia dziecka w świat pisma.
Jak masz na imię? A jak chcesz być nazywana/nazywany? Jak lubisz? Dajemy dziecku wybór. Nie oceniamy, nie próbujemy przeforsować innego brzmienia imienia (bo wybrane jest zbyt poważne lub zbyt infantylne). Akceptujemy wybór dziecka i przygotowujemy mu taką wizytówkę, jaką sobie wybrało. I tak je nazywamy. A więc Kuba, Kubuś, Jakub. A może dziecko zażyczy sobie Jakubek. Monika, Monia, Moniczka, Monisia. A może dziecko zażyczy sobie jeszcze inaczej. Uszanujmy każdy wybór. To dziecko ma się czuć ważne i dlatego tak ważny jest jego wybór.
Wprowadzenie zabaw z wizytówkami pomaga dzieciom wejść w świat pisma łagodnie i bez stresu. Nikt nie jest tu oceniany, nie komentuje się postępów dziecka, nie wymaga się, aby wiedziało. Jeśli nie wie, pomaga mu się z pełną akceptacją jego niewiedzy w tym momencie. Na wszystko przyjdzie czas. Dzieci się bawią i jednocześnie uczą się w swoim tempie – pozwólmy im na to. Nie da się zresztą inaczej w grupie, gdzie są dzieci:
- sześcioletnie, które są w przedszkolu kolejny rok i bawiły się już wizytówkami, a niektóre już potrafią czytać;
- sześcioletnie, które są pierwszy rok w przedszkolu i nigdy wcześniej z wizytówkami się nie zetknęły, nie znają liter;
- siedmioletnie, odroczone od obowiązku szkolnego z powodu trudności w sferze poznawczej;
- dzieci z różnymi niepełnosprawnościami, w tym dzieci niemówiące i z trudnościami w mówieniu.
Każde dziecko jest inne. Każde – tak samo ważne.
We wrześniu odbyłam z dziećmi rozmowy-spotkania, dowiedziałam się, jak chcą być nazywane, po czym wydrukowałam i zalaminowałam wizytówki. Każdą wizytówkę obejrzałam z dzieckiem, omówiliśmy litery i porównaliśmy wizytówkę dziecka z moją własną. Odebrałam „wyrazy współczucia” z powodu posiadania tylko trzech liter w swoim imieniu.
Rozpoczęłam od zabaw mających na celu rozpoznawanie zapisu swojego imienia, chociaż część „starych” przedszkolaków już je doskonale znała. Bawiły się z taką samą ochotą, jak na początku. Dostawały takie same brawa, jak dzieci, które dopiero uczyły się swoich wizytówek. Dość szybko mogłam wprowadzić zabawy mające na celu rozpoznawanie wszystkich wizytówek.
Przez cały rok dyskretnie kontroluję poziom umiejętności dzieci. Na przykład Basia często nie przychodzi do przedszkola, więc kiedy już jest, zostaje „listonoszem” i rozdaje pozostałym dzieciom ich wizytówki – aby utrwalić imiona kolegów i koleżanek oraz litery z ich imion. Gdy wybieramy małe grupy do różnych aktywności, dziecko, które się jeszcze myli, pełni rolę listonosza i utrwala znajomość wszystkich wizytówek. Wzruszenie ściskało mi gardło, gdy okazało się, że niemówiący (i niezdiagnozowany do końca) chłopiec zna wszystkie wizytówki dzieci z grupy. W kręgu z dziećmi mylił się, potrzebował mojego wsparcia. Przy stoliku, sam na sam ze mną, połączył prawidłowo wszystkie wizytówki z portrecikami dzieci.
W miarę upływu czasu, bawimy się już literami ze swoich imion i innymi literami również. Dzieci chcą się bawić w „bingo”. Najpierw imienne, a teraz już w literowe i sylabowe. Dzieci chcą się bawić, ponieważ gra wzbudza dużo emocji. Wszyscy chcą „mieć bingo” – w pionie albo w poziomie, lub w jednym i drugim ustawieniu. To zależy od tego, jak się przed grą umówimy. Myślę, że szybko przejdziemy do „bingo” wyrazowego i w ten sposób wprowadzimy więcej okazji do globalnego odczytywania wyrazów.
Dzieci od samego początku mają koperty z literami. Wybrały sobie kolory kopert, przykleiły na nie wizytówki (które zawsze są dostępne na tacy), a potem odszukały „swoje litery” w rozsypance literowej. Znów spotkałam się z każdym indywidualnie. Niektórzy układają swoje imiona samodzielnie, inni podpatrują na kopertach. To nieważne. Praktyka czyni mistrza, a dzieci chcą się bawić. Dobierają się w pary, mieszają swoje litery i układają najpierw swoje imię, potem koleżanki/kolegi. Któregoś dnia po obiedzie trzy dziewczynki (które już zaczynają czytać) poprosiły o swoje koperty, wymieszały wszystkie litery na stoliku i zaczęły układać wyrazy. Najpierw wychodziły łamańce językowe, a potem zaczęło się coś dziać. Któraś powiedziała „listopad”, zmartwiły się, że nie mają „p”. Powiedziałam, że możemy od kogoś pożyczyć, tylko muszą pomyśleć, kto ma „p” w imieniu. Poradziły sobie. Pożyczyłyśmy od Kacpra.
Zazwyczaj nie zmieniam zapisu imienia na wizytówce w ciągu roku szkolnego. Dzieci zostają o tym wcześniej uprzedzone. Mogą dokonać zmiany w następnym roku szkolnym, jeśli nadal chodzą do przedszkola. W ciągu kilkunastu lat zabaw wizytówkami dwa razy zrobiłam odstępstwo od tej zasady:
- Do grupy uczęszczał romski chłopiec, który miał w „papierach” imię Marko i na takie się zgodził, gdy ustalaliśmy zapis wizytówek. Chłopiec nie bardzo chciał współpracować, trudno było go zdyscyplinować. Marko nie chciał wybrać liter do swojej koperty i kiedy już miałam zrezygnować, on krzyknął: Ja nie nazywam się wcale Marko, tylko Santiago! Po rozmowie z mamą chłopca okazało się, że urzędowo dziecko ma inne imię, a w rodzinie nazywane jest inaczej. Uzyskałam pozwolenie rodziców na używanie „domowego” imienia również w przedszkolu, zmieniłam wizytówki i w końcu udało mi się nawiązać dobry kontakt z chłopcem. Dzieci od razu zaczęły nazywać kolegę nowym imieniem, a wręcz pilnowały, aby nie używać poprzedniego.
- Do grupy uczęszczała dziewczynka, która miała duże trudności w mówieniu, zarówno jeśli chodzi o artykulację, jak i komunikację. Nigdy nie odzywała się spontanicznie. Gdy po kilku miesiącach powiedziała, że nie chce już mieć na wizytówce Nikola, tylko Nika, zmieniłam jej wizytówkę od razu. W tym przypadku to było duże osiągnięcie dziecka – Nikola spontanicznie zakomunikowała swoją potrzebę i należało tę potrzebę zaspokoić. Miało to duże znaczenie terapeutyczne.
W ostatnich dniach dużym powodzeniem w grupie cieszy się „sudoku literowe”. Dzieci układają na diagramach litery tak, aby żadna nie powtórzyła się w pionie i w poziomie. Pomagam, podpowiadam. Proszę, aby dzieci nazywały litery. A może coś się z tych liter ułoży? Zazwyczaj coś się układa, ponieważ to ja wcześniej dobieram zestawy liter. A jeśli dzieci same zechcą skompletować zestaw? Niech kompletują: cztery litery, każda w czterech egzemplarzach. Konfiguracje – jakie kto chce. Niedawno dziewczynka wybrała sobie litery, a ja dopiero oglądając zdjęcie, zauważyłam, że ułożył jej się wyraz „fiat”.
Reaguję na potrzeby dzieci. Dla przykładu: zalaminowane, odrysowane „stopy” z wizytówkami służą nam do różnych zabaw. Dzieci używają ich według własnych potrzeb, układają z nich wzory, wykorzystują w zabawach swobodnych. Czy zrobi pani wizytówki pisane? Zrobiłam, a dzieci już się nimi bawią. Porównują litery drukowane z pisanymi. Pomimo że prawie wszystkie znają już wizytówki innych dzieci, wciąż chętnie bawią się w listonosza i inne zabawy z użyciem wizytówek.
Dzieci lubią ładne, kolorowe drobiazgi. Wykorzystałam więc puste saszetki po herbacie ze swojego kalendarza adwentowego i zapakowałam w nie komplety liter, z których można ułożyć wyrazy. Samo wybieranie saszetki już jest dla dzieci przyjemnością. Dołączyłam kartonowe ramki, (które pozostały po wypchnięciu elementów gry planszowej), w których dzieci układają wyrazy. Chętni czekają w kolejce. Przestrzegam zasady: dwa, trzy wyrazy do ułożenia i zmiana. Lepiej, żeby dzieci miały niedosyt, niż były znudzone. Chętni ustawiają się w kolejce drugi, a nawet trzeci raz.
Inna zabawa: czytamy globalnie wykorzystując pomarańczowe „kapelusze” wycięte z papieru. Gramy w memory lub dobieramy się w pary w zabawach ruchowych. Dzieci dyskutują: czy to kapelusze, czy garnki? Śmieją się, ustawiając wyrazy „na głowie”, a śmiech jest zawsze sprzymierzeńcem.
Bawiąc się, dziecko osiąga sukces, bo nikt go nie ocenia i z nikim nie rywalizuje. A poczucie osiągnięcia sukcesu podnosi motywację. Zabawa to zabawa. Dzieci bawią się dla samej przyjemności zabawy i są nieświadome, ile dobrego dla nich z tej zabawy wynika. Dla mnie to też duża radość i satysfakcja, bo nie muszę dzieci oceniać, zamartwiać się brakiem osiągnięć. Obserwuję je po prostu i cieszę się ich postępami. Bez napięcia, bez pośpiechu, bez stresu. Wierzę w dzieci. Wiem, że każde osiągnie tyle, na ile w tym momencie je stać. Dobrze im idzie.
(imiona dzieci zostały zmienione)
Ewa Kujawińska
nauczycielka wychowania przedszkolnego i oligofrenopedagog. Autorka książki Baw się z nami literami. Książka jest zbiorem ponad 170 propozycji zabaw, ćwiczeń i aktywności wspomagających naukę czytania. Publikacja powstała w wyniku zainteresowania Autorki Odimienną Metodą Nauki Czytania według koncepcji dr Ireny Majchrzak i fascynacji ideą traktowania imion dzieci jako bazy do nauki czytania. W czasie wieloletniej praktyki nauczycielskiej Autorka opracowała szereg oryginalnych i kreatywnych zabaw i aktywności, które mają wspierać, motywować oraz pomagać w nabyciu umiejętności czytania niezależnie od stosowanej metody (choć początkową inspiracją dla Autorki był pomysł opracowany przez Irenę Majchrzak – publikacja nie jest opisem tej metody, lecz zbiorem własnych nauczycielskich doświadczeń związanych z kształtowaniem u dzieci umiejętności czytania).
Szczegółowy opis książki Baw się z nami literami znajdziesz na stronie Wydawnictwa BLIŻEJ Przedszkola.