Podsumowujemy pierwsze półrocze pracy dydaktyczno-wychowawczej w naszych grupach. Zastanawiamy się nad tym, co udało się zrealizować, a nad czym warto by było jeszcze popracować. Snujemy plany na kolejne miesiące. Tak to zazwyczaj wygląda w przedszkolach w połowie roku szkolnego. Tak też jest w moim przypadku: analizuję, ewaluuję, planuję. Ale nie to jest dla mnie najważniejsze po tych pierwszych miesiącach z nową grupą. Najbardziej cieszy mnie, że nam się udało. Tak – nam, czyli mnie i moim przedszkolnym dzieciom. Udało się nam poznać, nawiązać wspaniałą relację i nauczyć tak wielu nowych rzeczy. A początki były trudne…

Pierwsze dni w maluszkach okupione były łzami i strachem przed nową sytuacją. To dotyczyło zarówno dzieci jak i mnie. Dla moich maluszków było to pierwsze spotkanie z przedszkolem, a dla mnie pierwsza przygoda z 3-latkami. Tak więc baliśmy się wspólnie. One bały się rozstania z rodzicami i nowego miejsca. A ja? Ja obawiałam się, że po roku spędzonym z zerówkowiczami nie odnajdę się w grupie maluchów. Bo przecież one są tak mało samodzielne, tak niewiele mówią, tak często płaczą. Pierwsze dni rzeczywiście były niełatwe. Dzieci płakały i tęskniły, zdarzało się, że próbowały uciekać z przedszkolnej sali. A ja? Ja miałam ochotę płakać razem z nimi. Moja nauczycielska pewność siebie posypała się jak domek z kart. Myślałam sobie: ,,ja się nie nadaję do tej pracy”, ,,chyba jednak się pomyliłam wybierając zawód”. Na szczęście z pomocą w tym trudnym momencie przyszły bardziej doświadczone koleżanki. Pocieszyły, doradziły i wsparły. I tu chcę im podziękować, bo miały stuprocentową rację mówiąc: ,,…każda z nas chciała się zwolnić w 3-latkach”, ,,pamiętam swoje pierwsze maluchy…”, ,,…też płakałam we wrześniu”, ,,jesteś supernauczycielką…”, ,,…zobaczysz, dzieci Cię pokochają, a Ty pokochasz je”.
Wrzesień minął, minęła jesień i nie wiadomo kiedy upłynęła zima. Dziś śmiało mogę powiedzieć: JESTEM DUMNA Z MOICH PRZEDSZKOLAKÓW! Oczywiście daleko im do ideałówJ, ale nie taki jest mój cel. Dziś idąc do przedszkola wiem, że wszystkie moje maluszki przywitają mnie z uśmiechem na ustach i chętnie przybiegną do koła, gdy zaczniemy się wspólnie bawić. Nikt już nie płacze, coraz sprawniej się komunikują, a niektórzy nabrali tyle wprawy w samodzielności, że chętnie pomagają kolegom i koleżankom. ,,Biedronki” są już prawdziwymi przedszkolakami, które z zapałem idą rano do przedszkola. A ja? Ja się uśmiecham na ich widok. I staram się zapewnić im jak najwięcej możliwości do rozwoju.
Tym krótkim wspomnieniem chciałabym zakończyć okres ,,trudnej adaptacji” i podkreślić jak wiele nauczyłam się prowadząc najmłodszą grupę w przedszkolu. A minęło przecież dopiero kilka miesięcy. Jednak jakże cennych dla młodej nauczycielki – takiej jak ja. Teraz już wiem, że najważniejsza jest cierpliwość, danie dzieciom czasu na adaptację, wsparcie ich w tym trudnym dla nich okresie, wspólna zabawa, rozmowa. No oczywiście, gdy dopada zwątpienie we własne możliwości – rozmowa z koleżanką po fachu. Dajcie znać, kto utożsamia się z moimi doświadczeniami. A może macie zupełnie inne spostrzeżenia? Jestem ich bardzo ciekawa.
______________________________________________________________
Marta Szypulska – Nauczycielka Wychowania Przedszkolnego w Przedszkolu Publicznym nr 13 w Szczecinie.